Translate

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Zimna miłość. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Zimna miłość. Pokaż wszystkie posty

sobota, 8 czerwca 2013

Dramat "Zimna miłość" cz.2


PANI TUCHOLSKA 
Oh witaj córko ma jedyna,
Długo przeze mnie dziś wyczekiwana,
Niecierpliwości płomień rozpalić zechciałaś,
Czy może służby wyczekiwałaś?
Ostatnio się strasznie rozleniwili,
Pośpiechu dawno nie uczynili.
Już ślimak szybszy,
Niż kucharz z daniem przybywszy,
A pokojówka… 
Wypowiedzi o niej nie znajdę, 
Bo i trudy dla niej nie wynajdę. 

FLORENCJA
Śpieszyłam się jak tylko umiałam,
A służba powinność swą w dobrym tempie spełniała.
Pretensji do nich nie miej, 
 Bo człowiek nie ptak,
Nie koń,
Nie pszczoła,
Ani nie  kot,
Ni żadne inne zwierze z wiatrem pędzące. 
Wyrozumiałości miej choć troszkę. 

PANI TUCHOLSKA
Dość już tej gadaniny,
Ważne sprawy przegapimy.
Bal dziś wieczorem się odbędzie,
Około 300 gości przybędzie.
Tobie zlecam, Florencjo córko ma najdroższa,
Spisu dań serwowanych dokładnie sporządzenie, 
I kucharzowi ugotowania ich zlecenie.
Następnie podać ma je w misach wystawnych,
Złotych i srebrnych, nie jakiś marnych. 

FLORENCJA 
Czy to aby konieczne? 
Czy zlecanie mi tego zadania jest bezpieczne? 
Jak również ochoty na bal zbytniej nie mam,
Moja nieobecność i tak nic nie zmienia. 

PANI TUCHOLSKA 
Konieczne i bezwzględnie bezpieczne.
W twym ciele krew ma płynie,
Więc bez obaw nic się nie ominie.
Przybycie twe przeze mnie pożądane,
Może i kawalera serce dziś wieczór dostanie?
Dużo młodzieńców dostojnych przybędzie,
Więc wybór się odbędzie. 
Lecz jednak jeśli nikt wymaganiom nie sprosta,
 Nic się nie stanie,
Plebs twej ręki nie dostanie.

FLORENCJA
Do pochodzenia, wymagań nie mam.
Lecz do rzeczy duszy,
Serca szmeru 
Dobroci  charakteru
Trochę ich istnieje.
Jeśli ktoś mym wybrankiem być zamierza,
Niech ku dobremu zmierza.

PANI TUCHOLSKA
Złoto, pieniądz, pałac,
Nazwisko, krew ma kochana,
To są miary kandydata.
Taki przyszłość dostatnią zapewni.
Miłość tylko dla biednych,
Którzy majątku nie mają,
Więc po uczuciu mylnym wybierają. 

FLORENCJA
Więc się wyróżnię z kręgów bogaczy,
I miłość mój wybór zobaczy. 

PANI TUCHOLSKA
Głupieś dziewczę jeszcze. 

FLORENCJA
Nie głupie,
Lecz uczciwe.
Serce nie sługa, 
A mężczyzna to dla mnie nie obłuda. 

(wychodzi i idzie do ogrodu)

-----------
Zdjęcia zrobione w parku zdrojowym w Cieplicach :) 






 
 


 


niedziela, 2 czerwca 2013

"Zimna miłość" jako dramat ;)

Mili moi, opowiem wam może
O pewnej dziewczynie,
Florencją zwaną,
Nad dobroć okrzykiwaną.
Jej historia wieku XVIII sięga,
Kiedy to na początku sierpnia,
Roku pańskiego 1712,
W domu szlachcica jak skała twardego,
Żona jego pierwsze dziecię porodziła,
Które Florencją nazwała,
Siebie w niej widziała.
Lecz jakże się pomyliła.
Gdy panna ta dorosła,
Matki przypominać nie chciała,
Empatia przez nią przemawiała.
Miłość do wszystkiego żywego,
Bezbronnego i słabego,
Od ogóły różnego.
Krew czysta w jej sercu znaczenia nie miała,
Nawet skażoną ją nazwała.
Ludzi innego wyznania akceptowała,
Każdy kolor skóry pięknem nazwała.

Dnia pewnego, roku 1728,
Życie jej innego znaczenia nabrało,
A tak to się działo:

SŁUŻĄCA
Panienko piękna,
Wstać pora,
Jakże piękna dziś pogoda.

FLORENCJA
Już ranek zawitał?
Jaka szkoda.
Kres błogiemu snu położył,
A śniły mi się rumaki królewskie,
Wielkie i szare,
Lasu wołanie,
Przezeń galopowanie.

SŁUŻĄCA
Ranek?
Słońce już dawno wzeszło.
Matka panienki bal organizować zechciała,
I panienkę wołała

FLORENCJA
Gdzie się znajduje
?
SŁUŻĄCA
W swojej komnacie panienki oczekuje.

FLORENCJA
Choć ochoty iść nie mam,
Pójdę, wedle rodzicielskiego życzenia.
Tylko zjeść odrobinkę bym chciała
I ubrać się musiała.

SŁUŻĄCA
We wszystkim pomogę.

FLORENCJA
Potrzeby takiej niema.
Fatygować pani,
W tych prostych czynnościach nie będę.

SŁUŻĄCA
Gdyby panienki rodzice się zwiedzieli,
Że panienka gotowaniem się zajmowała,
To bym spokoju nie zaznała.
Suknie czystą przynoszę.

FLORENCJA
Oh wielce dziękuję

SŁUŻĄCA
Kucharz panienki ze śniadaniem oczekuje.

(służąca wychodzi)

FLORENCJA (mówi do siebie ubierając się)
Jakże prostą czynnością jest się ubieranie,
Sukni na siebie wdziewanie.
Gorsetu nie włożę,
Wolności oddechu nie zagrożę.
Włosy wolne zostawię,
Jakże piękne jest ich na wietrze powiewanie.
Niczym motyle radosne,
Bez trosk świat przemierzające.

(wychodzi)

(wchodzi do jadalni)
KUCHARZ
Panienko ma najmilsza,
Jakże się spało?
Czy się zgłodniało?

FLORENCJA
Piękny sen miałam,
Trochę zgłodniałam.
W matki komnacie jestem wyczekiwana,
Więc z jedzeniem pospieszana.
Pomoc ma, jak widać niezbędna,
Choć mą chęcią nieogarnięta

KUCHARZ
W jedzeniu pośpiech niepożądany,
Przez Boga wyklinany.
A może przez diabła wszelakiego,
Królem pośpiechu mianowanego
Niech je panienka powoli swe danie,
Ważniejsze dobre miewanie.

FLORENCJA
Prawda w tych słowach zawarta,
Rady króla warta.
Lecz czy oczekiwanie,
Niecierpliwości wywoływanie,
Gorsze się nie stanie,
Niż pośpiechu odrobinka,
Mała ociupinka?

KUCHARZ
Może i nie zaszkodzi.
Choć jakby Pani Tucholska,
Cierpliwości się nauczyła,
Jakże milsza by była.
Jej urodę by to dopełniało,
Całość scalało.
 Lecz nie mi oceniać piękna uroki.

FLORENCJA
Ma matka pięknością ciała darzy,
Lecz nie ducha dobrego istotą,
Każdy kto się złościć ją odważy
Zazna się z wrogą zapłaty kwotą.

KUCHARZ
Niech już panienka je swe śniadanie,
Ja z marzeniami wielkimi,
Wrócę w kręgi kuchni szarej,
Co dzień jedzeniem zadawalaniem.
Bal dziś wieczór się odbędzie,
Wielu gości przybędzie.
Głodnych jak mniemam,
A ja dalej okruszka potrawy nie mam.

FLORENCJA (w myślach)
Marzenia ważną rolę odgrywają,
Naszym drugim życiem się stają
Gdy są długo niespełniane,
Żywot uprzykrzają,
O własność serca się domagają.
Własnością serca pragnienia wszelakie,
Duże i małe,
Zawsze o nowe uzupełniane.
Rzadko w pełni zaspokajane.
Choć i posiadaczem serc ludzkich zostaniesz,
Gór złotych stertę dostaniesz,
To i tak niedosyt pozostanie.
Więc lepiej po troszku,
Po kawałku małym zdobywać,
Niż potem nicość chęcią okrywać.

-----------------

Co o tym sądzicie?








środa, 8 maja 2013

Rozdział 1 "Szepczący wiatr" - kontynuacja


Zgodnie z obietnicą zamieszczam następną część :) Jeśli ktoś nie czytał pierwszej części zapraszam tutaj:  http://maly-wielki-swiat365.blogspot.com/2013/04/nowosc.html
Wedle rady jednej z czytelniczek starałam się dopracować dialogi i opisy, ale nie wiem czy mi wyszło :)



Wyszłam z ogrodu i powoli ruszyłam w stronę lasu. Nie wiem czemu tam poszłam, ale czułam, że muszę, jakby coś mnie tam pchało. Jakaś niewidzialna, niematerialna moc.
Wszystko było takie spokojne, drzewa nawet nie drgnęły. Mimo braku wiatru, powietrze było rześkie. Nagle znowu poczułam ten tajemniczy podmuch powietrza. Tym razem był o niebo przyjemniejszy od poprzedniego, taki ciepły, pachniał waniliami, miałam wrażenie, że oplata mnie do o koła, tak jakby ktoś mnie przytulał. Było to bajeczne uczucie, chciałam żeby  towarzyszyło mi już do końca moich dni. Starał skupić wszystkie moje zmysły na tym co się ze mną działo. Wsłuchiwałam się szept tego wiatru z największą starannością, jednak nic innego nie słyszałam poza szumem drzew. Niestety ku mojemu niezadowoleniu, ta błoga chwila  kończyła się. Zapach nie był już tak intensywny, czułam jakby odchodził, a ja nie mogłam nic zrobić.
Jeszcze przez moment starałam wykorzystywać wszystkie przyjemności płynące z tej chwili, jednak im bardziej mi zależało na zatrzymaniu tego, tym bardziej to znikało, aż w końcu zostawiło mnie samą.
Nie wiem ile mi to zajęło, ale spostrzegłam, że słońce jest już bardzo wysoko, więc zaczęłam wracać. Nagle jednak usłyszałam, że coś się poruszyło, więc rozejrzałam się, jednak nikogo nie było. Myślałam, że to pewnie jakiś zając. Nim jednak zdążyłam dokończyć tą myśl, usłyszałam tajemniczy głos za moimi plecami.
- Czemu to panienka Florencja sam w lesie przybywa? Nie boi się czasem?
- Bo tak mi się podoba i nie bałam się do czasu, kiedy się zjawiłeś.
Był to nieziemsko przystojny chłopak, o czarnych włosach i cudownych, jak mi się wydawało, niebieskich oczach. Wcale się go nie bałam, tylko wystraszyło mnie jego nagłe pojawienie i nie chciałam być nie miła, ale zrobiłam wrażenie pustej księżniczki.
- Więc mam sobie iść?
- Nie! Nie idź proszę. A tak w ogóle to skąd znasz moje imię? Ja twojego nie znam.
Znałam wszystkich w okolicy, najczęściej z balów, jakie co chwila wyprawiała moja mata. Jego jednak z nikąd nie kojarzyłam.
- Ja jestem Bartosz, a o tobie bardzo dużo słyszałem we wsi i mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że jesteś jeszcze piękniejsza, niż ludzie mówią.
- A co ci o mnie powiedziano?
- Wiem o tobie dość dużo Florencjo. A mianowicie dowiedziałem się, że pochodzisz ze szlacheckiej rodziny Tucholskich, masz lat 16 i jesteś zniewalająco piękna.
- No to pozwolę sobie powiedzieć, że wiesz o mnie niesamowicie mało.
- A jakąś wiedzę powinienem jeszcze posiadać?
- Zależy czego oczekujesz ode mnie?
Przez to pytanie, nie wiem czemu stracił jakąkolwiek pewność siebie, na której wcześniej polegał.
Minęło parę sekund, a on nic nie odpowiedział. Musiałam przerwać tą niezręczną ciszę.
- Ty wiesz o mnie co nie co, ale ja o tobie nic nie wiem, poza tym, że nazywasz się Bartosz. Nie znam cię, więc domyślam się, że jesteś tu nowy, tak?
- Tak, sprowadziłem się tu niedawno.
Jego postawa zmieniła się, nie do poznania. Nagle zmienił się w osobę niezwykle skupioną, małomówną, a nawet nieśmiałą.
- A z jakiej rodziny jesteś?
- Jestem od Wilnieckich. Mieszkamy nieopodal stąd, na wschód.
- Ale na wschód stąd są prawie same lasy.
- Nasz dwór położony jest w lesie. Lubimy samotność i spokój.
- Nie doszły mnie wcześniej żadne słuchy, że w okolicy budowany jest nowy dwór.
- Nie lubimy rozgłosu i uwinęliśmy się z tym w miarę szybko, jak widać. Zresztą jak mówiłem, dwór położony jest w lesie, więc wątpię, żeby ktokolwiek zauważył.
- Ah tak.
I znowu ta niezręczna cisza. Tym razem nie miałam już pomysłu na temat. Na szczęście on się odezwał.
- Wracałaś już do domu Florencjo?
- Tak.
- Więc może bym cię odprowadził?
- Byłoby bardzo miło z twojej strony.
-  Piękny dziś dzień, ani krzty wiatru. Przyznasz mi rację? - mówiąc to uśmiechnął się tajemniczo
- Oczywiście. Zostałeś zaproszony na dzisiejszy bal, który organizuje moja matka?
- Nie, nic nie otrzymałem.
- Pewnie dlatego, że również nic o tobie, ani o twojej rodzinie nie słyszała. Jeśli masz ochotę, możesz przyjść. Ja również co nieco zajmuję się jego organizacją, a więc sądzę, że mam pełne prawo zaprosić cię wraz z twoją rodziną.
- Ja z chęcią przyjdę, ale powątpiewam czy moi rodzice i rodzeństwo zechcą.
- A to dlaczego?
- Nie są, jakby to powiedzieć, zbytnio towarzyscy i raczej stronią od ludzi.
- Ale ty przyjdziesz?
- Jeśli tego sobie życzysz, oczywiście.
Szliśmy przez moment w milczeniu.
- Z kąt pochodzisz?
- Z okolic Krakowa.
- A więc co cie sprowadza w te strony? Z Krakowa do Warszawy długa droga.
- Sprawy rodzinne. Bardzo bym chciał ci powiedzieć, ale niestety to tajemnica.
- Więc przepraszam, nie chciałam być wścibska.
- Ależ nie, nic się nie stało.
W końcu dotarliśmy do rezydencji moich rodziców.
- To tutaj mieszkasz?
- Tak, niestety.
- Niestety? Z jakiego powodu?
- Nie rozumiem się z rodzicami. Są zupełnie inni niż ja. Zupełnie inaczej patrzą na świat.
- Tak, słyszałem, że twoi rodzice są nieco, jak by to określić, radykalni w swoich poglądach.
- Czystość krwi, pochodzenie dobre nazwisko i te sprawy. Nie powiedziałabym nieco.
- A jaki jest twój światopogląd?
- Uważam, że ludzie są sobie równi bez względu na nazwisko jakie noszą, pochodzenie, kolor skóry czy religię jaką wyznają.
- Mądre. Ale istnieje coś takiego jak hierarchia, której się trzeba podporządkować.
- Czyli? Co masz konkretnie na myśli?
- Podział na inteligentnych i silnych, rządzących i podporządkowanych. Hierarchie są różne, w przyrodzie, w śród ludzi… Ja ci podałem hierarchię w której ja funkcjonuję i mogę cię zapewnić, że jest jak najbardziej poprawna i dobra.
- A więc jakie role pełnisz?
- Silnego i podporządkowanego.
- Ale czy silny nie jest rządzący?
- Nie zawsze. Rządzący powinien być silny w umyśle i charakterze, czyli inteligentny, podporządkowani w sile fizycznej.
- Ale czy wtedy nie będą chcieli odebrać władzy?
- Nie jeśli dobrze funkcjonuje. Mają za zadanie jej bronić.
- Co określa kto jest kim i jaką role ma pełnić?
- Przeznaczenie i wola Boga. To Bóg wybiera kto jest mężczyzną a kto kobietą. Przepraszam, ale nie mogę ci więcej powiedzieć, może kiedyś się dowie… - nie skończy zdania bo mu przerwałam
 -  Że co proszę?! Masz na myśli z tym przeznaczeniem i hierarchią, że kobiety są podporządkowane, a mężczyźni rządzą?! Co za szowinista!
- Nie, nie nic z tych rzeczy, nie denerwuj się, właśnie w moim społeczeństwie jest na odwrót. Kobiety są inteligentne i rządzą, a mężczyźni są silni i podporządkowani. Powód dla którego tak jest wyjaśnię ci kiedy indziej, ale niestety więcej nie będę mógł powiedzieć.
- Ohhh przepraszam, że tak nakrzyczałam na ciebie. Już myślałam, że jesteś taki jak inni mężczyźni… Przepraszam naprawdę - zrobiło mi się okropnie głupie, no ale co mogłam pomyśleć…
- Nic się nie stało, rozumiem cię. Mężczyźni, w dzisiejszych czasach, w ogóle nie doceniają potęgi i inteligencji jaką posiadają kobiety.
- Twoje społeczeństwo dostrzega.
- Tak, ale wszystko wyjaśnię ci kiedy indziej, teraz muszę już iść.
- Ja też już muszę. O nie! Mam jeszcze menu do sporządnia na bal.
- A więc życzę udanej pracy waćpanno. - żartobliwie stał się oficjalny, to było takie urocze.
- Do zobaczenia na balu.
- Mam nadzieje, że mnie panienka nie zapomni do tego czasu.
- Ależ nie, nigdy! Obiecuję.
- Teraz ze spokojem na sercu i duszy mogę powiedzieć do widzenia. - był taki zabawny, mimowolnie zachichotałam.
- Do zobaczenia Bartoszu.
Nie chciałam żeby odchodził, ale jak widać musiał. Zresztą ja też musiałam się czymś zając. Pocieszające jest to, że już wieczorem miałam zobaczyć go ponownie na balu.
Przez całe popołudnie nie mogłam przestać o nim myśleć. Matko boska co się ze mną działo, ledwo co go poznałam, a już miałabym się w nim zakochać?
Jeszcze musiałam powiedzieć matce, że zaprosiłam jednego dodatkowego gościa. Chociaż jakbym jej nie powiedziała, pewnie i tak by się nie zorientowała. Jestem pewna, że ledwo zna połowę ludzi, którzy dzisiaj przyjdą, a zaprosiła ich z tego powodu, że są znaną, wpływową szlachtą. Ale jednak na wszelki wypadek postanowiła poinformować matkę.
Oczywiście nie mogłam nigdzie jej znaleźć. W salonie nie, w komnacie nie, na sali balowej nie. Postanowiłam sprawdzić jeszcze w garderobie. I co? Znalazłam ją, a raczej usłyszałam. Bynajmniej nie była sama. Zza drzwi dochodziły jednoznaczne odgłosy. No tak rodzice zabawiali się w najlepsze… Jak widać łóżko już im się znudziło. No cóż matka musiała obejść się bez informacji o dodatkowym gościu, bo jakoś nie miałam ochoty przeszkadzać im w … w testowaniu wytrzymałości garderoby i całej jej zawartości. Ta, znając moją mamę nie było tam za delikatnie i „kulturalnie”. Pokojówka będzie miała co sprzątać.
Jak już odpędziłam myśli o tym, co się może tam dziać, postanowiłam zanieść menu na bal kucharzowi.
- O witaj córciu, jak mija dzień? - w holu usłyszałam głos taty
Że co?! Co tu robi mój ojciec?! On powinien być… To z kim jest moja matka?! Na pewno tam jest ona, bo żadna inna osoba oprócz mnie, niej i pokojówek aby ewentualnie posprzątać nie miała tam wstępu, a raczej nikt ze służby nie odważyłby się, robić tego i owego w garderobie pani Tucholskiej.
- Emmm dzień mija mi dobrze taa.. Wiesz może gdzie jest mama?
- Ostatni raz widziałem ją rano. Potrzebujesz coś od niej?
- Chciałam jej coś przekazać.
- A co? Jak ją zobaczę mogę jej powiedzieć.
- Nie, nie, poradzę sobie. Już wiem gdzie może być, a raczej gdzie ty nie jesteś…
- Gdzie miałbym być?
- Nie nigdzie, nieważne. Przepraszam, ale muszę iść. Do zobaczenia zapewne na balu.
Po tych słowach pobiegłam z powrotem do garderoby. Odgłosy nie ucichły, za to na dodatek dołączyły się teksty typu: „ szybciej!” „stać cię na więcej!” „Coś taki niemrawy dzisiaj?”. Te słowa pochodziły z ust mojej matki, wielkiej Pani Adelajdy Tucholskiej, która uważała się za niewiadomo jaką damę, a co robiła?! Z kim się „zabawiała”? Na pewno nie ze swoim mężem, tylko… Właściwie to z kim ona tam była? W każdym bądź razie biedny facet. Wpaść w szpony mojej matki… Już gorzej nie mógł skończyć. Nie wiedziałam co robić. Wejść, odpuścić czy co? Trochę niezręczna sytuacja, tak o wejść i nakryć mamę na testowaniu wytrzymałości jakiegoś biedaka. Postanowiłam, że poczekam, aż wyjdą. W końcu kiedyś musieli skończyć. A tak swoją drogą powiedzieć ojcu czy nie? Ehh czemu mnie to spotkało.
Po paru minutach, za drzwiami zrobiło się spokojnie. I zaraz drzwi się otworzyły.
- O Florencja. Co ty tu robisz?
- Czekam.
- Można wiedzieć na co?
- Na to, aż wyjdzie wraz ze swoim kochankiem i wyjaśnisz mi wszystko.
- Kochankiem?! Co ty wygadujesz?
- No chyba nie stękałaś do sukni.
- Od kiedy tu jesteś?
- Z jakiś jeden kwadrans. Ale podejrzewam, że trafiłam na połowę spektaklu. Swoją drogą wytrzymały facet. Kto to taki?
- Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy!
Nie zważając na protesty matki weszłam do garderoby. I kogo tam znalazłam? Półnagiego murzyna!  Nic nie mówiąc pobiegłam do swojej komnaty. Nie chciałam tego oglądać, ani wysłuchiwać żałosnego tłumaczenia mamy. Miałam tylko jeden dylemat, powiedzieć ojcu czy nie. Czy komukolwiek powiedzieć. Nie chciałam, żeby polała się krew.




poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Nowość :)

Dzisiaj zmiana, nie będzie notki z moimi przemyśleniami, tylko chciałabym wam pokazać fragment, a tak dokładnie początek książki którą kiedyś zaczęłam pisać. Moja koleżanka stwierdziła, że jest kiepska, ale jeszcze chciałabym usłyszeć waszą opinię. Jeśli nie będzie się wam podobało, nie będę was dalej nią zanudzała, a jeśli stwierdzicie, że fajne to postaram się co tydzień opublikować następny fragment :)

Rzecz dzieje się w XVIII w. na dworze polskiej rodziny szlacheckiej o radykalnych poglądach. Główną bohaterką jest Florencja, córka wpływowego szlachcica i jego żony. Jest ona zupełnie inna niż jej rodzice, przemawia przez nią tolerancja, empatia i chęć poznawania świata. Zakochuje się w Bartoszu, który przeprowadził się niedawno w jej strony. Twierdzi, że jest szlachcicem, choć rodzice Florencji mają co do tego wątpliwości, z tego powodu zabraniają im spotykania się. Kim naprawdę okaże się tajemniczy Bartosz? Czy ich miłość wygra i będą razem na zawsze? Jakie niebezpieczeństwo czyha na Florencję? 


Zimna miłość

   Rozdział 1
Szepczący wiatr
Urodziłam się 1 sierpnia 1712 roku, w samym środku lata. Wychowałam się w polskiej rodzinie szlacheckiej, której przekonaniem było, że ludzie o niższym statusie, mają prawo bytu, tylko z tego powodu aby usługiwać „szlachetnie” urodzonym. Na dodatek mieli, jak to się teraz mówi, bzika na punkcie czystości krwi. To znaczy: żaden szlachcic bądź szlachcianka nie mógł związać się z przedstawicielem plebsu  albo szlachtą niekatolicką. Nie do pomyślenia był związek człowieka czarnego z białym. Ponadto byli ludźmi bogobojnymi, ale tylko na pokaz. Głównie skupiali się na gromadzeniu majątku i dobrej zabawie. Przypominając sobie to wszystko, aż dziwię się, że wyrosłam na kogoś innego. Nie zgadzałam się z ich poglądami i nie zgadzam nadal, a oto moja historia:

- Panienko pora wstawać, już ranek - jak zawsze budziła mnie moja pokojówka. 
- Słucham? Już ranek? 
- Jaki tam ranek, słońce już dawno wzeszło. Matka panienki organizuje dziś wieczorem bal i chce żeby panienka jej pomogła.
Bale, bale i bale… Kiedy to w końcu znudzi się mojej matce… Wcale nie mam ochoty jej pomagać, ale cóż mogę począć.
- Gdzie ona jest? 
- Oczekuje panienki w jej komnacie.
- A więc dobrze, już do niej idę, tylko się ubiorę i coś zjem.
- Pomogę. - zaoferowała się służąca.
- Nie dziękuje, nie trzeba mi pomagać, tylko mogła by pani przygotować mi coś do jedzenia.
- Polecę to zadanie kucharzowi.
- Fatygować kucharza aby zrobił mi śniadanie? Bez przesady. Jak tak to sama sobie zrobię.
- Oj nie, nie. Gdyby rodzice panienki się dowiedzieli… Lepiej nawet nie myśleć co by ze mną zrobili i z kucharzem.
Według moich rodziców byłoby hańbą, jeśli ktoś z naszej rodziny skalałby swoje ręce pracą w rodzaju gotowania, sprzątania czy prac ogrodowych. Przecież nic by się nie stało gdybym raz przygotowała sobie posiłek i posprzątała po nim. 
- No cóż… Więc w takim razie czy mogła by pani coś mi przygotować? 
- Ależ oczywiście.
Chyba tylko ja w całym moim domu, zwracałam się do służby przez pan/ pani. Ani moi rodzice, ani mój brat tego nie czynią. Sądzili, że nie zasługują na ten tytuł.
Ubrałam się w czerwoną suknię, zjadłam co mi przygotowano i poszłam do matki.

- Witaj mamo, chciałaś mnie widzieć. 
- Oh jesteś, nareszcie. Już myślałam, że ta leniwa służąca nie obudziła cię i nie poleciła przyjścia do mnie. Zrobiła ci chociaż śniadanie? 
- Wszystko wykonała i wcale nie jest leniwa.
Mama popatrzyła na mnie badawczym wzrokiem, ale powstrzymała się od komentarza. 
- Trzeba ustalić co będzie serwowane na balu i ty się tym zajmiesz. Ja już parę dni temu sporządziłam listę gości i porozsyłałam zaproszenia.
- Ile osób przyjdzie? 
- Około 400.
Co?! Taki wielki bal bez żadnej okazji, tylko dlatego, że moja matka ma taki kaprys?!
- Potrawami nie mógłby się zająć kucharz? Uważam, że lepiej niech sam wymyśli co zaserwuje.
- Pamiętaj moje drogie dziecko, w taki sprawach nie ufaj klasie niższej. W ogóle im nie ufaj! 
- Więc co byś chciała, aby znalazło się na stole? 
- A o tym, to już ty zadecyduj. Musisz się w końcu nauczyć organizować przyjęcia.
- Postaram się, tylko nie złość się jak mi nic z tego nie wyjdzie.
- Oj moja córciu. Tobie mogę zaufać złotko, płynie w tobie najczyściejsza krew. - mówiąc to posłała mi uśmiech jaki rzadko gościł na jej twarzy i wyszła.
Kto jej podsunął taki diabelny pomysł, aby mi zlecić wykonanie menu!  Tak naprawdę nie obchodziło mnie to jej durne przyjęcie. Postanowiłam odłożyć to na później. Zamiast zająć się robieniem menu poszłam do ogrodu.
Był 15 maja 1728r. Dzień wydawał się być bezwietrzny. Usiadłam na trawie pod drzewem gdy nagle poczułam wiatr na mojej twarzy, obejrzałam się do dokoła, gałęzie nawet nie drgnęły. To było jakby ktoś chciał mi coś powiedzieć, a raczej wyszeptać i stał przy mnie, tak blisko, że czułam jego oddech. Oddech ten miał zapach iglastego lasu, był bardzo przyjemny, moje zmysły zatraciły się na moment, ale zaraz potem się ocknęłam. Nikogo nie było, ale miałam odczucie, jak by przemawiał do mnie anioł, zwiastując mi jakąś bardzo ważną i dobrą nowinę, jakby miała się coś wydarzyć, coś na co czekałam od dawna i bardzo mi tego brakowało. Z pewnością była to zapowiedź czegoś wspaniałego. 
Wsłuchałam się w śpiew ptaków. Zdawały się być takie wesołe i beztroskie, cieszące się każdą minutą, ich krótkiego, ale jakże pięknego życia. Potem zwróciłam uwagę na krzewy, które był równo przycięte. Nie one raczej nie były szczęśliwe, nie miały żadnej wolności, jak zaczęły rozwijać się w stronę, którą sobie same obrały, były zaraz ścinane i wracały do momentu, kiedy chciały otrzymać trochę wolności. Można je porównać właśnie do mnie, gdy sama podejmuję jakąś decyzję, która nie podoba się moim rodzicom, zostaje ona natychmiast prostowana i zmieniana, bardzo często bez mojego zezwolenia. A już nawet nie mówiąc o mojej przyszłości. Szczególnie moja matka ingeruje nawet w najbardziej prywatne sfery mojego życia. Interesuje się wszystkim tylko nie tym, czym naprawdę powinna. Nigdy jej nie ma, gdy ją potrzebuję, ona myśli, że wie o mnie wszystko, ale tak naprawdę, pomimo jej wścibskości, nie wie o mnie nic. 
Znowu poczułam ten dziwny wiatr, tylko tym razem nie wiedziałam o czym chciał mnie poinformować, już nie był taki przyjemny jak wtedy, był znacznie silniejszy i nie miał już tego przyjemnego zapachu. Niczym nie pachniał. Miałam wrażenie, że chce mnie przed czymś ostrzec, zdawał się być zimniejszy. Całkowicie wyrwało mnie to z marzycielskiego nastroju. Upewniłam się, że nadal nikogo nie ma i powiedziałam praktycznie w powietrze.
- Czego chcesz ode mnie? Kim jesteś?
 I nic, wszystko wydawało się być takie samo. Ten dziwny wiatr ucichł, na nic mi nie odpowiadając. A tak w ogóle co ja myślałam? Że wiatr mi odpowie…? Przecież to był tylko wiatr, przynajmniej wtedy tak mi się wydawało.