Translate

środa, 8 maja 2013

Rozdział 1 "Szepczący wiatr" - kontynuacja


Zgodnie z obietnicą zamieszczam następną część :) Jeśli ktoś nie czytał pierwszej części zapraszam tutaj:  http://maly-wielki-swiat365.blogspot.com/2013/04/nowosc.html
Wedle rady jednej z czytelniczek starałam się dopracować dialogi i opisy, ale nie wiem czy mi wyszło :)



Wyszłam z ogrodu i powoli ruszyłam w stronę lasu. Nie wiem czemu tam poszłam, ale czułam, że muszę, jakby coś mnie tam pchało. Jakaś niewidzialna, niematerialna moc.
Wszystko było takie spokojne, drzewa nawet nie drgnęły. Mimo braku wiatru, powietrze było rześkie. Nagle znowu poczułam ten tajemniczy podmuch powietrza. Tym razem był o niebo przyjemniejszy od poprzedniego, taki ciepły, pachniał waniliami, miałam wrażenie, że oplata mnie do o koła, tak jakby ktoś mnie przytulał. Było to bajeczne uczucie, chciałam żeby  towarzyszyło mi już do końca moich dni. Starał skupić wszystkie moje zmysły na tym co się ze mną działo. Wsłuchiwałam się szept tego wiatru z największą starannością, jednak nic innego nie słyszałam poza szumem drzew. Niestety ku mojemu niezadowoleniu, ta błoga chwila  kończyła się. Zapach nie był już tak intensywny, czułam jakby odchodził, a ja nie mogłam nic zrobić.
Jeszcze przez moment starałam wykorzystywać wszystkie przyjemności płynące z tej chwili, jednak im bardziej mi zależało na zatrzymaniu tego, tym bardziej to znikało, aż w końcu zostawiło mnie samą.
Nie wiem ile mi to zajęło, ale spostrzegłam, że słońce jest już bardzo wysoko, więc zaczęłam wracać. Nagle jednak usłyszałam, że coś się poruszyło, więc rozejrzałam się, jednak nikogo nie było. Myślałam, że to pewnie jakiś zając. Nim jednak zdążyłam dokończyć tą myśl, usłyszałam tajemniczy głos za moimi plecami.
- Czemu to panienka Florencja sam w lesie przybywa? Nie boi się czasem?
- Bo tak mi się podoba i nie bałam się do czasu, kiedy się zjawiłeś.
Był to nieziemsko przystojny chłopak, o czarnych włosach i cudownych, jak mi się wydawało, niebieskich oczach. Wcale się go nie bałam, tylko wystraszyło mnie jego nagłe pojawienie i nie chciałam być nie miła, ale zrobiłam wrażenie pustej księżniczki.
- Więc mam sobie iść?
- Nie! Nie idź proszę. A tak w ogóle to skąd znasz moje imię? Ja twojego nie znam.
Znałam wszystkich w okolicy, najczęściej z balów, jakie co chwila wyprawiała moja mata. Jego jednak z nikąd nie kojarzyłam.
- Ja jestem Bartosz, a o tobie bardzo dużo słyszałem we wsi i mogę z czystym sumieniem stwierdzić, że jesteś jeszcze piękniejsza, niż ludzie mówią.
- A co ci o mnie powiedziano?
- Wiem o tobie dość dużo Florencjo. A mianowicie dowiedziałem się, że pochodzisz ze szlacheckiej rodziny Tucholskich, masz lat 16 i jesteś zniewalająco piękna.
- No to pozwolę sobie powiedzieć, że wiesz o mnie niesamowicie mało.
- A jakąś wiedzę powinienem jeszcze posiadać?
- Zależy czego oczekujesz ode mnie?
Przez to pytanie, nie wiem czemu stracił jakąkolwiek pewność siebie, na której wcześniej polegał.
Minęło parę sekund, a on nic nie odpowiedział. Musiałam przerwać tą niezręczną ciszę.
- Ty wiesz o mnie co nie co, ale ja o tobie nic nie wiem, poza tym, że nazywasz się Bartosz. Nie znam cię, więc domyślam się, że jesteś tu nowy, tak?
- Tak, sprowadziłem się tu niedawno.
Jego postawa zmieniła się, nie do poznania. Nagle zmienił się w osobę niezwykle skupioną, małomówną, a nawet nieśmiałą.
- A z jakiej rodziny jesteś?
- Jestem od Wilnieckich. Mieszkamy nieopodal stąd, na wschód.
- Ale na wschód stąd są prawie same lasy.
- Nasz dwór położony jest w lesie. Lubimy samotność i spokój.
- Nie doszły mnie wcześniej żadne słuchy, że w okolicy budowany jest nowy dwór.
- Nie lubimy rozgłosu i uwinęliśmy się z tym w miarę szybko, jak widać. Zresztą jak mówiłem, dwór położony jest w lesie, więc wątpię, żeby ktokolwiek zauważył.
- Ah tak.
I znowu ta niezręczna cisza. Tym razem nie miałam już pomysłu na temat. Na szczęście on się odezwał.
- Wracałaś już do domu Florencjo?
- Tak.
- Więc może bym cię odprowadził?
- Byłoby bardzo miło z twojej strony.
-  Piękny dziś dzień, ani krzty wiatru. Przyznasz mi rację? - mówiąc to uśmiechnął się tajemniczo
- Oczywiście. Zostałeś zaproszony na dzisiejszy bal, który organizuje moja matka?
- Nie, nic nie otrzymałem.
- Pewnie dlatego, że również nic o tobie, ani o twojej rodzinie nie słyszała. Jeśli masz ochotę, możesz przyjść. Ja również co nieco zajmuję się jego organizacją, a więc sądzę, że mam pełne prawo zaprosić cię wraz z twoją rodziną.
- Ja z chęcią przyjdę, ale powątpiewam czy moi rodzice i rodzeństwo zechcą.
- A to dlaczego?
- Nie są, jakby to powiedzieć, zbytnio towarzyscy i raczej stronią od ludzi.
- Ale ty przyjdziesz?
- Jeśli tego sobie życzysz, oczywiście.
Szliśmy przez moment w milczeniu.
- Z kąt pochodzisz?
- Z okolic Krakowa.
- A więc co cie sprowadza w te strony? Z Krakowa do Warszawy długa droga.
- Sprawy rodzinne. Bardzo bym chciał ci powiedzieć, ale niestety to tajemnica.
- Więc przepraszam, nie chciałam być wścibska.
- Ależ nie, nic się nie stało.
W końcu dotarliśmy do rezydencji moich rodziców.
- To tutaj mieszkasz?
- Tak, niestety.
- Niestety? Z jakiego powodu?
- Nie rozumiem się z rodzicami. Są zupełnie inni niż ja. Zupełnie inaczej patrzą na świat.
- Tak, słyszałem, że twoi rodzice są nieco, jak by to określić, radykalni w swoich poglądach.
- Czystość krwi, pochodzenie dobre nazwisko i te sprawy. Nie powiedziałabym nieco.
- A jaki jest twój światopogląd?
- Uważam, że ludzie są sobie równi bez względu na nazwisko jakie noszą, pochodzenie, kolor skóry czy religię jaką wyznają.
- Mądre. Ale istnieje coś takiego jak hierarchia, której się trzeba podporządkować.
- Czyli? Co masz konkretnie na myśli?
- Podział na inteligentnych i silnych, rządzących i podporządkowanych. Hierarchie są różne, w przyrodzie, w śród ludzi… Ja ci podałem hierarchię w której ja funkcjonuję i mogę cię zapewnić, że jest jak najbardziej poprawna i dobra.
- A więc jakie role pełnisz?
- Silnego i podporządkowanego.
- Ale czy silny nie jest rządzący?
- Nie zawsze. Rządzący powinien być silny w umyśle i charakterze, czyli inteligentny, podporządkowani w sile fizycznej.
- Ale czy wtedy nie będą chcieli odebrać władzy?
- Nie jeśli dobrze funkcjonuje. Mają za zadanie jej bronić.
- Co określa kto jest kim i jaką role ma pełnić?
- Przeznaczenie i wola Boga. To Bóg wybiera kto jest mężczyzną a kto kobietą. Przepraszam, ale nie mogę ci więcej powiedzieć, może kiedyś się dowie… - nie skończy zdania bo mu przerwałam
 -  Że co proszę?! Masz na myśli z tym przeznaczeniem i hierarchią, że kobiety są podporządkowane, a mężczyźni rządzą?! Co za szowinista!
- Nie, nie nic z tych rzeczy, nie denerwuj się, właśnie w moim społeczeństwie jest na odwrót. Kobiety są inteligentne i rządzą, a mężczyźni są silni i podporządkowani. Powód dla którego tak jest wyjaśnię ci kiedy indziej, ale niestety więcej nie będę mógł powiedzieć.
- Ohhh przepraszam, że tak nakrzyczałam na ciebie. Już myślałam, że jesteś taki jak inni mężczyźni… Przepraszam naprawdę - zrobiło mi się okropnie głupie, no ale co mogłam pomyśleć…
- Nic się nie stało, rozumiem cię. Mężczyźni, w dzisiejszych czasach, w ogóle nie doceniają potęgi i inteligencji jaką posiadają kobiety.
- Twoje społeczeństwo dostrzega.
- Tak, ale wszystko wyjaśnię ci kiedy indziej, teraz muszę już iść.
- Ja też już muszę. O nie! Mam jeszcze menu do sporządnia na bal.
- A więc życzę udanej pracy waćpanno. - żartobliwie stał się oficjalny, to było takie urocze.
- Do zobaczenia na balu.
- Mam nadzieje, że mnie panienka nie zapomni do tego czasu.
- Ależ nie, nigdy! Obiecuję.
- Teraz ze spokojem na sercu i duszy mogę powiedzieć do widzenia. - był taki zabawny, mimowolnie zachichotałam.
- Do zobaczenia Bartoszu.
Nie chciałam żeby odchodził, ale jak widać musiał. Zresztą ja też musiałam się czymś zając. Pocieszające jest to, że już wieczorem miałam zobaczyć go ponownie na balu.
Przez całe popołudnie nie mogłam przestać o nim myśleć. Matko boska co się ze mną działo, ledwo co go poznałam, a już miałabym się w nim zakochać?
Jeszcze musiałam powiedzieć matce, że zaprosiłam jednego dodatkowego gościa. Chociaż jakbym jej nie powiedziała, pewnie i tak by się nie zorientowała. Jestem pewna, że ledwo zna połowę ludzi, którzy dzisiaj przyjdą, a zaprosiła ich z tego powodu, że są znaną, wpływową szlachtą. Ale jednak na wszelki wypadek postanowiła poinformować matkę.
Oczywiście nie mogłam nigdzie jej znaleźć. W salonie nie, w komnacie nie, na sali balowej nie. Postanowiłam sprawdzić jeszcze w garderobie. I co? Znalazłam ją, a raczej usłyszałam. Bynajmniej nie była sama. Zza drzwi dochodziły jednoznaczne odgłosy. No tak rodzice zabawiali się w najlepsze… Jak widać łóżko już im się znudziło. No cóż matka musiała obejść się bez informacji o dodatkowym gościu, bo jakoś nie miałam ochoty przeszkadzać im w … w testowaniu wytrzymałości garderoby i całej jej zawartości. Ta, znając moją mamę nie było tam za delikatnie i „kulturalnie”. Pokojówka będzie miała co sprzątać.
Jak już odpędziłam myśli o tym, co się może tam dziać, postanowiłam zanieść menu na bal kucharzowi.
- O witaj córciu, jak mija dzień? - w holu usłyszałam głos taty
Że co?! Co tu robi mój ojciec?! On powinien być… To z kim jest moja matka?! Na pewno tam jest ona, bo żadna inna osoba oprócz mnie, niej i pokojówek aby ewentualnie posprzątać nie miała tam wstępu, a raczej nikt ze służby nie odważyłby się, robić tego i owego w garderobie pani Tucholskiej.
- Emmm dzień mija mi dobrze taa.. Wiesz może gdzie jest mama?
- Ostatni raz widziałem ją rano. Potrzebujesz coś od niej?
- Chciałam jej coś przekazać.
- A co? Jak ją zobaczę mogę jej powiedzieć.
- Nie, nie, poradzę sobie. Już wiem gdzie może być, a raczej gdzie ty nie jesteś…
- Gdzie miałbym być?
- Nie nigdzie, nieważne. Przepraszam, ale muszę iść. Do zobaczenia zapewne na balu.
Po tych słowach pobiegłam z powrotem do garderoby. Odgłosy nie ucichły, za to na dodatek dołączyły się teksty typu: „ szybciej!” „stać cię na więcej!” „Coś taki niemrawy dzisiaj?”. Te słowa pochodziły z ust mojej matki, wielkiej Pani Adelajdy Tucholskiej, która uważała się za niewiadomo jaką damę, a co robiła?! Z kim się „zabawiała”? Na pewno nie ze swoim mężem, tylko… Właściwie to z kim ona tam była? W każdym bądź razie biedny facet. Wpaść w szpony mojej matki… Już gorzej nie mógł skończyć. Nie wiedziałam co robić. Wejść, odpuścić czy co? Trochę niezręczna sytuacja, tak o wejść i nakryć mamę na testowaniu wytrzymałości jakiegoś biedaka. Postanowiłam, że poczekam, aż wyjdą. W końcu kiedyś musieli skończyć. A tak swoją drogą powiedzieć ojcu czy nie? Ehh czemu mnie to spotkało.
Po paru minutach, za drzwiami zrobiło się spokojnie. I zaraz drzwi się otworzyły.
- O Florencja. Co ty tu robisz?
- Czekam.
- Można wiedzieć na co?
- Na to, aż wyjdzie wraz ze swoim kochankiem i wyjaśnisz mi wszystko.
- Kochankiem?! Co ty wygadujesz?
- No chyba nie stękałaś do sukni.
- Od kiedy tu jesteś?
- Z jakiś jeden kwadrans. Ale podejrzewam, że trafiłam na połowę spektaklu. Swoją drogą wytrzymały facet. Kto to taki?
- Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy!
Nie zważając na protesty matki weszłam do garderoby. I kogo tam znalazłam? Półnagiego murzyna!  Nic nie mówiąc pobiegłam do swojej komnaty. Nie chciałam tego oglądać, ani wysłuchiwać żałosnego tłumaczenia mamy. Miałam tylko jeden dylemat, powiedzieć ojcu czy nie. Czy komukolwiek powiedzieć. Nie chciałam, żeby polała się krew.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz