Translate

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Nowość :)

Dzisiaj zmiana, nie będzie notki z moimi przemyśleniami, tylko chciałabym wam pokazać fragment, a tak dokładnie początek książki którą kiedyś zaczęłam pisać. Moja koleżanka stwierdziła, że jest kiepska, ale jeszcze chciałabym usłyszeć waszą opinię. Jeśli nie będzie się wam podobało, nie będę was dalej nią zanudzała, a jeśli stwierdzicie, że fajne to postaram się co tydzień opublikować następny fragment :)

Rzecz dzieje się w XVIII w. na dworze polskiej rodziny szlacheckiej o radykalnych poglądach. Główną bohaterką jest Florencja, córka wpływowego szlachcica i jego żony. Jest ona zupełnie inna niż jej rodzice, przemawia przez nią tolerancja, empatia i chęć poznawania świata. Zakochuje się w Bartoszu, który przeprowadził się niedawno w jej strony. Twierdzi, że jest szlachcicem, choć rodzice Florencji mają co do tego wątpliwości, z tego powodu zabraniają im spotykania się. Kim naprawdę okaże się tajemniczy Bartosz? Czy ich miłość wygra i będą razem na zawsze? Jakie niebezpieczeństwo czyha na Florencję? 


Zimna miłość

   Rozdział 1
Szepczący wiatr
Urodziłam się 1 sierpnia 1712 roku, w samym środku lata. Wychowałam się w polskiej rodzinie szlacheckiej, której przekonaniem było, że ludzie o niższym statusie, mają prawo bytu, tylko z tego powodu aby usługiwać „szlachetnie” urodzonym. Na dodatek mieli, jak to się teraz mówi, bzika na punkcie czystości krwi. To znaczy: żaden szlachcic bądź szlachcianka nie mógł związać się z przedstawicielem plebsu  albo szlachtą niekatolicką. Nie do pomyślenia był związek człowieka czarnego z białym. Ponadto byli ludźmi bogobojnymi, ale tylko na pokaz. Głównie skupiali się na gromadzeniu majątku i dobrej zabawie. Przypominając sobie to wszystko, aż dziwię się, że wyrosłam na kogoś innego. Nie zgadzałam się z ich poglądami i nie zgadzam nadal, a oto moja historia:

- Panienko pora wstawać, już ranek - jak zawsze budziła mnie moja pokojówka. 
- Słucham? Już ranek? 
- Jaki tam ranek, słońce już dawno wzeszło. Matka panienki organizuje dziś wieczorem bal i chce żeby panienka jej pomogła.
Bale, bale i bale… Kiedy to w końcu znudzi się mojej matce… Wcale nie mam ochoty jej pomagać, ale cóż mogę począć.
- Gdzie ona jest? 
- Oczekuje panienki w jej komnacie.
- A więc dobrze, już do niej idę, tylko się ubiorę i coś zjem.
- Pomogę. - zaoferowała się służąca.
- Nie dziękuje, nie trzeba mi pomagać, tylko mogła by pani przygotować mi coś do jedzenia.
- Polecę to zadanie kucharzowi.
- Fatygować kucharza aby zrobił mi śniadanie? Bez przesady. Jak tak to sama sobie zrobię.
- Oj nie, nie. Gdyby rodzice panienki się dowiedzieli… Lepiej nawet nie myśleć co by ze mną zrobili i z kucharzem.
Według moich rodziców byłoby hańbą, jeśli ktoś z naszej rodziny skalałby swoje ręce pracą w rodzaju gotowania, sprzątania czy prac ogrodowych. Przecież nic by się nie stało gdybym raz przygotowała sobie posiłek i posprzątała po nim. 
- No cóż… Więc w takim razie czy mogła by pani coś mi przygotować? 
- Ależ oczywiście.
Chyba tylko ja w całym moim domu, zwracałam się do służby przez pan/ pani. Ani moi rodzice, ani mój brat tego nie czynią. Sądzili, że nie zasługują na ten tytuł.
Ubrałam się w czerwoną suknię, zjadłam co mi przygotowano i poszłam do matki.

- Witaj mamo, chciałaś mnie widzieć. 
- Oh jesteś, nareszcie. Już myślałam, że ta leniwa służąca nie obudziła cię i nie poleciła przyjścia do mnie. Zrobiła ci chociaż śniadanie? 
- Wszystko wykonała i wcale nie jest leniwa.
Mama popatrzyła na mnie badawczym wzrokiem, ale powstrzymała się od komentarza. 
- Trzeba ustalić co będzie serwowane na balu i ty się tym zajmiesz. Ja już parę dni temu sporządziłam listę gości i porozsyłałam zaproszenia.
- Ile osób przyjdzie? 
- Około 400.
Co?! Taki wielki bal bez żadnej okazji, tylko dlatego, że moja matka ma taki kaprys?!
- Potrawami nie mógłby się zająć kucharz? Uważam, że lepiej niech sam wymyśli co zaserwuje.
- Pamiętaj moje drogie dziecko, w taki sprawach nie ufaj klasie niższej. W ogóle im nie ufaj! 
- Więc co byś chciała, aby znalazło się na stole? 
- A o tym, to już ty zadecyduj. Musisz się w końcu nauczyć organizować przyjęcia.
- Postaram się, tylko nie złość się jak mi nic z tego nie wyjdzie.
- Oj moja córciu. Tobie mogę zaufać złotko, płynie w tobie najczyściejsza krew. - mówiąc to posłała mi uśmiech jaki rzadko gościł na jej twarzy i wyszła.
Kto jej podsunął taki diabelny pomysł, aby mi zlecić wykonanie menu!  Tak naprawdę nie obchodziło mnie to jej durne przyjęcie. Postanowiłam odłożyć to na później. Zamiast zająć się robieniem menu poszłam do ogrodu.
Był 15 maja 1728r. Dzień wydawał się być bezwietrzny. Usiadłam na trawie pod drzewem gdy nagle poczułam wiatr na mojej twarzy, obejrzałam się do dokoła, gałęzie nawet nie drgnęły. To było jakby ktoś chciał mi coś powiedzieć, a raczej wyszeptać i stał przy mnie, tak blisko, że czułam jego oddech. Oddech ten miał zapach iglastego lasu, był bardzo przyjemny, moje zmysły zatraciły się na moment, ale zaraz potem się ocknęłam. Nikogo nie było, ale miałam odczucie, jak by przemawiał do mnie anioł, zwiastując mi jakąś bardzo ważną i dobrą nowinę, jakby miała się coś wydarzyć, coś na co czekałam od dawna i bardzo mi tego brakowało. Z pewnością była to zapowiedź czegoś wspaniałego. 
Wsłuchałam się w śpiew ptaków. Zdawały się być takie wesołe i beztroskie, cieszące się każdą minutą, ich krótkiego, ale jakże pięknego życia. Potem zwróciłam uwagę na krzewy, które był równo przycięte. Nie one raczej nie były szczęśliwe, nie miały żadnej wolności, jak zaczęły rozwijać się w stronę, którą sobie same obrały, były zaraz ścinane i wracały do momentu, kiedy chciały otrzymać trochę wolności. Można je porównać właśnie do mnie, gdy sama podejmuję jakąś decyzję, która nie podoba się moim rodzicom, zostaje ona natychmiast prostowana i zmieniana, bardzo często bez mojego zezwolenia. A już nawet nie mówiąc o mojej przyszłości. Szczególnie moja matka ingeruje nawet w najbardziej prywatne sfery mojego życia. Interesuje się wszystkim tylko nie tym, czym naprawdę powinna. Nigdy jej nie ma, gdy ją potrzebuję, ona myśli, że wie o mnie wszystko, ale tak naprawdę, pomimo jej wścibskości, nie wie o mnie nic. 
Znowu poczułam ten dziwny wiatr, tylko tym razem nie wiedziałam o czym chciał mnie poinformować, już nie był taki przyjemny jak wtedy, był znacznie silniejszy i nie miał już tego przyjemnego zapachu. Niczym nie pachniał. Miałam wrażenie, że chce mnie przed czymś ostrzec, zdawał się być zimniejszy. Całkowicie wyrwało mnie to z marzycielskiego nastroju. Upewniłam się, że nadal nikogo nie ma i powiedziałam praktycznie w powietrze.
- Czego chcesz ode mnie? Kim jesteś?
 I nic, wszystko wydawało się być takie samo. Ten dziwny wiatr ucichł, na nic mi nie odpowiadając. A tak w ogóle co ja myślałam? Że wiatr mi odpowie…? Przecież to był tylko wiatr, przynajmniej wtedy tak mi się wydawało.


czwartek, 25 kwietnia 2013

Miłość nie woda z kranu, nie zakręcisz i odkręcisz kiedy zechcesz


Miłość duszy niespełniona,
do końca życia kona.
Nadzieja jej żywicielką się staje,
Z czego koszmar powstaje.
W ból serca się przeradza
I tęsknotę zgromadza.
Łzy to wszystko uwidaczniają,
Małymi kroplami spływają.
W snach marzenie spełnione,
Lecz w rzeczywistości szczęście stracone.
Rymami to trudno okazać,
Przez wiersz wam przekazać.
Lecz w czyim sercu to uczucie gości,
Nie potrzebuje staranności.
Zbędne mu są wymysły,
On zna te zamysły.

Ten wiersz dedykuję wszystkim nieszczęśliwie zakochanym. Głowa do góry, będzie dobrze :)

" Miłość, która jest gotowa oddać nawet życie, nie zginie" - Jan paweł II

" Miłość kpi sobie z rozsądku. I w tym jej urok i piękno" - Andrzej Sapkowski
" Żadna wielka miłość nie umiera do końca. Możemy strzelać do niej z pistoletu lub zamykać w najciemniejszych zakamarkach naszych serc, ale ona jest sprytniejsza - wie jak przeżyć" 
 - Jonathan Carroll



środa, 24 kwietnia 2013

Piekło, karą od miłosiernego Boga...

Ogień, ból, cierpienie, wieczne męki... Te słowa charakteryzują potencjalne piekło. Wiele wyznań głosi, że jeśli nie przejdzie się na daną religię trafi się do piekła. Ale przecież na świecie jest ogrom różnych religii, skąd mamy wiedzieć, że akurat ta jest właściwa? A może wszystkie są prawdziwe? Może Bóg dał nam tyle wyznań abyśmy mogli dopasować się do któregoś... Tylko już potem ludzie wymyślili, że jeśli nie uwierzy się w ich religie, to trafi się do piekła, aby zyskać więcej wyznawców? Czemu Bóg miałby karać jakąś wspaniałą osobę, za to że nie uwierzyła w coś mimo, że zrobiła wiele dobrego dla innych ludzi, starała się żyć jak najlepiej według własnych zasad? Przecież taką ją stworzył, dając jej życie znał jej przyszłość... Miałaby trafić do piekła mimo tego, że dajmy na to uratowała tysiąc istnień? Czy w tym przypadku, Bóg nie byłby samolubny?
 Do piekła powinny trafić osoby wyrządzające zło, mordercy... Każdy człowiek jest inny, ma inne potrzeby, niektórzy są w stanie uwierzyć np w Chrześcijaństwo, a ktoś inny czuje potrzebę życia według zasad Islamu i  jest z tym szczęśliwy, a jeszcze inna osoba uwierzyła w Buddę, przykładów jest wiele, a to wszystko wynika z naszych indywidualnych cech. Moim zdaniem po śmierci każdy będzie miał to, w co wierzył za życia.
 Nie osądzam nikogo po jego religii. W każdym wyznaniu znajdzie się osoby dobre jak i złe. Mamy prawo wierzyć w to co chcemy, lub nie wierzyć w nic. Bóg właśnie nas do tego stworzył, dał nam wolną wolę, a więc nie powinien karać nas za używanie jej, o ile nie wyrządzamy  krzywdy innym.
Mam przyjaciół o różnych religiach i pochodzących z różnych kultur, miałam chłopaka innego wyznania, niż hmmm panuje w Polsce. Nie powiem w co wierzył, bo zaraz będzie lawina komentarzy pod tytułem "jaka ty jesteś głupia". Było nam ze sobą wspaniale, do puki nie zaczęliśmy traktować tego związku bardziej poważnie. Coraz częściej się kłóciliśmy o sprawy przyziemne jak i wybiegające w przyszłość. Nie dogadywaliśmy się z powodu wartości jakie uznajemy, stylu życia do którego jesteśmy przyzwyczajeni.
Związki tego typu często niestety są skazane na niepowodzenie, z powodu różnic jakie panują między dwojgiem tych ludzi, chyba że oboje są skłonni do kompromisów.

Chciałam również podziękować wam za wspaniałe komentarze, cieszę się, że podoba wam się to co pisze :)



wtorek, 23 kwietnia 2013

Przyjaźń żywi się zaufaniem, jeśli go nie ma maleje, umiera.

Czy ufać jest łatwo? Wydaje mi się, że jest to sprawa indywidualna. Niektórzy ufają po szybkim czasie, a niektórzy potrzebują kogoś dobrze poznać, aby zaufać. A jeszcze inni wcale nie umieją ufać. Jest to spowodowane przeszłością jak i naszymi cechami. Jeśli ktoś choć raz zawiedzie trudno jest zaufać po raz drugi. Ma to również swój skutek w innych znajomościach. Ale są też takie osoby, którym przychodzi to z łatwością, co często przechodzi w naiwność.
Powinno się ufać w miłości i przyjaźni, dać szansę, ale jeśli widzimy, że coś jest nie tak nie można być naiwnym.
Ja raczej staram się ufać ludziom, choć już nie raz się na tym przejechałam i łatwe to już raczej nie jest. Ale teraz mam takiego wspaniałego przyjaciela Andrzeja, któremu jestem w stanie powierzyć bardzo ważne sprawy i wiem, że nie zawiedzie. Jest wyjątkowym przyjacielem. Choć czasem mógłby mnie nie budzić o jakiejś barbarzyńskiej porze ;)
A co z zaufaniem do samego siebie? Wydaje mi się, że im jesteśmy starsi, bardziej doświadczeni jest to coraz łatwiejsze  albo coraz trudniejsze ponieważ z każdym dniem poznajemy samych siebie, wiemy jak zachowamy się w danej sytuacji i do czego jesteśmy zdolni. Ja teraz ufam sobie, że dam radę na egzaminach i chyba aż tak źle mi dzisiaj nie poszło na części humanistycznej, a prawie nic się nie uczyłam, zobaczymy jak pójdzie jeszcze jutro i pojutrze, ale na ogół mam problem z zaufaniem samej sobie, straszne ale prawdziwe.


poniedziałek, 22 kwietnia 2013

No idea

Nie mam weny,
chciałbym pójść na łatwiznę,
lecz nie na płyciznę.
Bez problemu słowa zapisywać,
bez starań je wypisywać.
Aby same się rymowały,
w całość składały.

Bez natchnienia,
nie ma duszy brzmienia.
Nie ma wiersza dobrego,
w jedną myśl złożonego.
W głowie pomysł się kreuje,
lecz na papierze odzwierciedlenia nie odnajduje.











niedziela, 21 kwietnia 2013

Kocha się za nic, w innym przypadku to nie miłość

Zacznijmy od tego co to jest ta miłość? Myślę, że jest to najtrudniejsza rzecz do zdefiniowania. Zresztą jest jeszcze zauroczenie. Jak odróżnić miłość od zauroczenia? Wydaje mi się, że najpierw jesteśmy w kimś zauroczeni, nie widzimy negatywnych cech tej osoby. Uczucie to można opisać jak uzależnienie, chęć stałego przebywania z tą osobą, nieprzerwanego myślenia o niej. Dopiero potem, gdy zauważamy negatywne strony tej osoby to albo wszystko nam przechodzi, albo dalej chcemy być z tą osobą, i to właśnie jest miłość. Nie można kochać kogoś od pierwszego wejrzenia, tylko się w nim zauroczyć.
Spotkałam się kiedyś ze stwierdzeniem, że jeśli choć przez moment zastanawia się nad tym czy się kogoś kocha czy nie, to nie jest miłość. Nie zgodzę się z tym, każdy czasem ma ma gorszy dzień, chwilę zwątpienia. Na podstawie chwilowego zawahania nie można skreślać wszystkiego.
Często jest tak, że kochamy kogoś przez pewien czas i potem wydaje się, że już wszystko przeszło i stwierdzamy, że byliśmy tylko zauroczeni, ale po pewnym czasie, bez znaczenia pół roku czy parę lat, nagle wszystko wraca. Zastanawiamy się co się stało? Może uczucie musiało ucichnąć, aby przetrwać? Albo sami próbowaliśmy się "odkochać", a z racji tego, że jest to prawdziwa miłość tylko gdzieś się skryła i wyszła w odpowiednim momencie? Wierze, że istnieje coś takiego jak przeznaczenia i bez znaczenia co będziemy robić, nie wyzwolimy się od tego.
Jeśli spytamy się kogoś, za co ją/jego kochasz? Jedyną prawidłową odpowiedz jaką powinniśmy uzyskać to "za nic". W przypadku jeśli ktoś zacznie wymieniać : za to że jest miły, ładny itp, wątpię czy jest to prawdziwa miłość. Nie ma powodu do miłości, nie jesteśmy w stanie określić dlaczego akurat kochamy daną osobę.
Zastanawiałam się również czy można kochać dwie osoby. Nie mam na myśli miłości typu matka - dziecko, tylko miłość partnerską. Czy można kochać dwóch mężczyzn jednocześnie? I nie doszłam do żadnego wniosku. Może do jednego można być przyzwyczajonym, a drugiego kochać? Albo obu nie kochać? Naprawdę nie mam pojęcia.
A czy można się naprawdę odkochać? Chyba nie. Można zapomnieć o tej miłości, znaleźć sobie kogoś innego, ale ona i tak będzie gdzieś tam w nas żyła i kiedyś wybuchnie. Musielibyśmy pół życia nie mieć kontaktu z tą osobą, choć nie wiem czy i to by pomogło.
Temat ten jest trudny dla mnie i dlatego post jest trochę chaotyczny. To są moje przemyślenia i oczywiście możecie się z nimi nie zgodzić. Sama ostatnio się bardzo pogubiłam w swoich uczuciach. Facet którego wydawało mi się, że kochałam, albo kocham, nie wiem, po prostu mnie nie szanuje. Już nie chodzi o to, że czasem na spotkanie spóźniał nawet ponad godzinę, bez konkretnego
 wytłumaczenia, a potem nawet nie przepraszał, tylko o to że nie umie dotrzymać obietnicy jaką mi złożył. Obiecał, nie jarać trawy i papierochów, obietnicy nie dotrzymał. Jeszcze potrafi mi się tym chwalić. Ja muszę być cierpliwa i znosić wszystkie jego humorki, ale jak już nie wytrzymam i krzyknę na niego to wielkie halo robi. Płakać mogła bym całą noc, ale jak jest na byle co wkurzony to nawet nie zareaguje, jeszcze będzie dołował. Jednym słowem kompletnie nie liczy się z moimi uczuciami. Kiedyś go zostawiłam, to za jakiś czas na kolanach błagał o wybaczenie, teraz znowu jest taki jaki był. Czasem są dni, że jest wspaniały, potem mu coś odbije i ehh szkoda gadać.

czwartek, 18 kwietnia 2013

Wszyscy rodzimy się ludźmi, ale nie wszyscy nimi zostajemy...

Ostatnio napisałam trochę o okrutnej władzy, ale przecież nie tylko rząd jest bezduszny. Co z resztą ludzi? Codzienni wszędzie spotykamy osoby złe jak i dobre. Co się stało, że ludzkie serca się aż tak bardzo różnią? Mówi się, że dzieciństwo, ale przecież można spotkać wspaniałe osoby które miały patologicznych rodziców, ale nie podążyli ich drogą. Albo w drugą stronę, osoby z normalnych rodzin, stają się patologią.
Duży wpływ na nas ma na pewno towarzystwo w którym się obracamy. Ale tu się nasuwa kolejne pytanie, czemu osoba z dobrej rodziny, nagle wkręca się w złe towarzystwo? Chęć zmiany? A może jednak w tym na pozór normalnym domu zabrakło czegoś? Ale jednego możemy być w 100% pewni, największy wpływ na siebie mamy sami my. Jeśli chcemy czegoś, jest to najsilniejszy czynnik mający dla nas znaczenie. Jeśli ktoś chce, wybić się z patologi w jakiej się wychował, jest to już połowa sukcesu, ale jeśli tej chęci zabraknie, nawet najlepsi specjaliści nie pomogą.
A odnosząc się do tematu postu, teoretycznie i praktycznie wszyscy się ludźmi rodzimy i jedynie teoretycznie nimi zostajemy. A co z praktyką? Czy człowiekiem można nazwać osobę dla której zabijanie ludzi na zlecenie to praca? Czy można nazwać człowiekiem kogoś kto jest obojętny na czyjeś cierpienie? Komuś komu wyrządzanie krzywdy innym sprawia przyjemność? Albo matkę która usuwa ciąże tylko dla jej wygody? Czy lekarza dokonującego tej aborcji? Jeśli nie chce tego dziecka może oddać do adopcji, nikt nie będzie jej kazał go wychowywać... Przykładów takich jest mnóstwo, a wymienianie ich zajęło by pół dnia. Oczywiście wiem, że niektóre osoby są chore psychicznie, ale nie o nich tu mowa. Mówię o osobach całkowicie zdrowych na umyśle.
Większość okrucieństw jest kierowana  pieniędzmi, więc jak wielkie one muszą mieć znaczenie dla osób które są gotowe dla ich zdobycia zabijać innych? Jak ogromną muszą być pokusą.. A zarazem ich zgubą.
Następną sprawą są testy na zwierzętach. Większość osób myśli, że siedzi sobie biała myszka w laboratorium i pani albo pan wstrzykuje jej niewielką ilość pewnej substancję i to wszystko odbywa się w jak najbardziej humanitarny sposób. No niestety tu was zasmucę, ale tak nie jest.  Zacznijmy od tego, że do testów wykorzystuje się nie tylko króliki i myszy ale również psy (najczęściej razy beagle), koty i małpy.
Laboratoria te wcale humanitarne nie są, o osoby pracujące tam muszą być pozbawione jakichkolwiek uczuć. Zwierzęta są tam głodzone, przetrzymywane w małych klatkach, a testy na nich wywołują grozę, np. jak wygląda testowanie lakieru do włosów? Poprzez wpryśnięcie go żywemu królikowi prosto w oczy. A co potem z nim? Ano nic, nawet nie jest leczony, tylko czeka na kolejne testy, a jego oczy ropieją tak aż potem same mu wypadną. Więcej przykładów nie będę opisywała, jeśli ktoś by chciał zobaczyć jak to wygląda i czy czasem was tu nie bajeruje, wystarczy wpisać sobie w yt "testy na zwierzętach". Ale uwaga, filmiki dla lu
dzi o mocnych nerwach. Rozumiem, że te testy mogły by być przeprowadzane, oczywiście w humanitarny sposób, a zwierzęta leczone o ile to możliwe, jeśli nie to usypiane aby się nie męczyły, jeśli nie istniałyby inne sposoby ich przeprowadzania. A istnieją, np. kosmetyki można bez problemu testować na preparatach imitujących ludzką sk
órę. (ale oczywiście jest to droższe) I co ciekawe, daje to bardziej wiarygodny wynik niż test na zwierzaku, bo w końcu  różnimy się od nich. Więc nie dziwcie się, że na kosmetyku pisze "testowany dermatologicznie", a wy wysypkę dostajecie czy inne diabelstwo. Tego typu testy są zabronione w Europie, ale gro firm przeprowadza je w Ameryce albo w Chinach. Na szczęście wszystkie marki polskie są bezpieczne. I teraz nasuwa mi się kolejne pytanie. Ile osób po przeczytaniu tego postu, nadal będzie używało kosmetyków od tychże firm. Ile osób się przejmie losem tych bezbronnych zwierząt? Mam nadzieję, że dużo, że nikt albo chociaż garsta stwierdzi "a co mnie to obchodzi." Dla zainteresowanych wklejam link ze stroną gdzie można uzyskać informacje o tym które firmy są w porządku, a które nie. Od siebie dodam, że jeszcze bez obaw można używać kosmetyków firmy Oriflame.
 http://wizaz.pl/forum/showthread.php?t=600483

Mówiąc człowiek mamy na myśli osobę rozumną, myślącą, zdolną do dobrych jak i oczywiście złych emocji. Mającą współczucie i wyrozumiałość. Umiejącą kochać, jak i nienawidzić, ale nie bez powodu. 

 

 Mówiąc potwór czy jakkolwiek inaczej, mamy na myśli kogoś niezdolnego do dobrych uczuć,nienawidzącą za nic, z ogromną wręcz potrzebą zabijania, czy wyrządzania krzywdy. Kogoś kogo skupia się tylko na sobie, na zaspokajaniu własnych potrzeb, nieprzejmującą się losem innych.



środa, 17 kwietnia 2013

Rządzące potwory

Wydawałoby się, że władza kocha swój kraj i naród. Chce dla nich jak najlepiej. Ale czy tak jest? Dla mnie jest trudno zrozumieć ludzi rządzących. W wielu krajach panują nędzne warunki życia, ludzie umierają z głodu, a rząd? Opływa w luksusach. Czy to jest w porządku? A co z ich sumieniem? Jak żyją ze świadomością, że przez nich umierają tysiące ludzi?
W chinach, pomijając już to, że ludzie pracują tam za miskę ryżu, co uwłacza jakiejkolwiek godności, istnieje chore prawo do posiadania TYLKO jednego dziecka. A co w przypadku bliźniąt? Ostatnio w tym że kraju kobieta urodziła 12 (!) bliźniąt. Po porodzie była wykończona fizycznie, a co jej powiedziano? Ma tydzień na wybór JEDNEGO dziecka. Co z resztą? No niestety śmiem twierdzić, że została zabita. Do tego w Chinach kobiety są zmuszane do usuwania ciąży nawet w jej późnym okresie, za przyjmowanie środków wspomagających płodność jest kara śmiercią, dochodzi do licznego dzieciobójstwa spowodowanego narodzinami dziewczynki. 
Następny przykład: Korea Północna, w której sieroty umierają z głodu, a rząd żyje na jak najwyższym poziomie, istnieją tam obozy, które są odzwierciedleniem Oświęcimia, do których ludzie trafiają za np. położenie zdjęcia dyktatora na podłodze. 
Przykładów takich krajów jest o wiele więcej.
Nie rozumiem jak można być tak bezdusznym? Ale władza była już taka od dawna, nie twierdzę, że wszyscy. Ja gdybym rządziła, nie mogłabym żyć ze świadomością, że umierają przeze mnie ludzie. Przyznam, chciałabym rządzić, ale na pewno dla swojego kraju i ludzi w nich żyjących chciałabym jak najlepiej. Przede wszystkim dałabym im wolność i starała się zapewnić godne życie, a o mnie mogli by się wypowiadać, w jaki tylko sposób by chcieli.

Mała istota,
czym zawiniła?
W kraju złym się urodziła.
Władzy diabła zaznała,
w spokoju nie spała.
A jeszcze innej,
po urodzeniu życie odebrano.
Nad maleńką duszą się nie zlitowano.


Ludzie za grosz pracują,
za to rodzinę utrzymują.
Głód z nędzą tam panuje,
tylko jednego miejsca nie obejmuje.
Domu władcy, złem przesączonego,
diabła wcielonego.
W luksusie się pławi,
mało co się nie zadławi.
Choć i to by nie wystarczyło,
za zło które się wydarzyło.
I wydarzać się będzie,
puki do piekła kat ten nie przybędzie.
Nie pomoże mu żaden z politycznych braci
Za wszystko sowicie zapłaci.
Nie pieniędzmi,
nie bogactwem.
Lecz duszy swej cierpieniem.
Kiedyś śmiał się  ludzkiej niedoli,
teraz sprawiedliwość go zniewoli.
A jeśli potomek,
dzieło ojca będzie kontynuował na ziemi,
dla niego w piekle nic się nie zmieni.












poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Rodzimy się mądrzy, a potem idziemy do szkoły...

Coś w tym jest nie uważacie? Do tej pory szkoła mnie mało rzeczy nauczyła...Bo w sumie to czego? Angielskiego nauczyłam się praktycznie sama przez rozmowy z kimś tsa, no może na lekcjach gramatykę pod szlifowałam. Chemia, fizyka, biologia... jak się czegoś nauczę to zaledwie na sprawdzian, a na następny dzień zapominam. Matematyka... ostatnio ciągle oblewam sprawdziany, niby umiem a potem pała i pała. Ale tak na marginesie to babe mam ze zrytym czajnikiem  Jeszcze się cieszy, że mi jedynkę wstawia, dawno się nie wkurzyłam tak jak dzisiaj (podobno jak jestem zła to jestem straszna hihi xD). Jeszcze tak będzie, że się powtórzy sytuacja która była z szatanem (nauczycielka religii) i jej pośle parę hmm miłych słówek. Tylko że potem z religii się mogłam wypisać, a z matmy nie..
Nie twierdze, że szkoła jest sama w sobie zła, tylko że system jest do kitu i wiele nauczycieli. Bo nauczyciel to ma być z powołaniem, a nie taki o sobie, który poszedł na pedagogikę bo nie wiedział co ma zrobić ze swoim życiem. Uczymy się, rzeczy kompletnie nie potrzebnych. Po co nam to wszystko z fizyki, chemii, biologii itd. I tak to zapomnimy, a nie nauczymy się naprawdę przydatnych rzeczy i potem klapa bo nie umiemy sobie w życiu poradzić. Jak kogoś interesuje np. fizyka to niech potem będą licea fizyczne chemiczne itd. No niby są profilowe, ale reszta przedmiotów, które te osoby nie interesuje, również jest za bardzo rozszerzona. Młodzież powinno się uczyć zgodnie z ich zainteresowaniem, a nie już w gimnazjum tłuc im do głów genetykę, albo jakieś kwasy karboksylowe... Nie interesuje mnie to, niech się uczy tego ten kto chce być lekarzem albo chemikiem.. A w gimnazjum niech będzie wszystko jak najogólniej się da, aby każdy wybrał co mu się podoba.
Ja po gimnazjum idę do technikum logistycznego (o ile się dostane) a jak nie to ekonomiczne albo handlowe. Wiem wiem matma, ale ja mam problemy z geometrią teraz aktualnie a na tych kierunkach raczej się nie przyda. Nie ja nie mam problemu z geometrią, tylko z babą. Kobita od korków twierdzi, że umiem, psiapsióła która ma piątki z matmy i w sumie to często błędy nauczycielki poprawia, też twierdzi że umiem, ja twierdze że umiem, tylko ten babsztyl ma odmienne zdanie.
Więc podsumowując, szkoła polska wykańcza fizycznie, psychicznie i w każdy inny sposób jaki tylko jest możliwy, odbierając nam nasze zainteresowania i pasje bo przecież trzeba kuć wzory na bryły obrotowe (ciekawe kiedy mi się to przyda, chyba tylko w szkole, żeby zdać) zamiast pójść na trening. Tłumi indywidualność każdego tworząc teoretycznie wszystkowiedzące cyborgi, a praktycznie ludzi bez perspektyw na przyszłość.
Hehe rozpisałam się, a i tak pewnie większość osób nie przeczyta bo stwierdzi, że za długie, ale pozdro dla tych którzy przeczytali. Ja teraz idę zaśmiecać sobie głowę genetyką, a potem o ile mi czasu starczy trochę poćwiczę, już połowa kwietnia więc trzeba zacząć trenować. A jaki sport uprawiam? Narciarstwo biegowe, już się zaczynają treningi ale "na sucho" czyli bieganie siłownia itp ale o tym kiedy indziej. I tak, uprawiam sport, pisze wiersze, a prace chce mieć związaną z biznesem. Super mix :D


“Przyszłość”
Przyszłość jest skryta,
Lecz stanowi nieodwołalną część życia.
Co mnie czeka? Wiedzieć bym chciała.
A może nie? Niech tajemnicą zostanie.
Kiedyś się dowiem, co mi pisane.

Czas mija, sekunda za sekundą,
Godzina za godziną, dzień za dniem.
To co przed chwilą było przyszłością,
Już jest przeszłością.
Teraźniejszość jest nieuchwycalna,
A przeszłość nieodwracalna.
Skupmy się więc na przyszłości.
Bliskiej, dalekie?
Indywidualność każdego wie najlepiej.

niedziela, 14 kwietnia 2013

Na dobry początek

Tak siedzę i siedzę i zastanawiam się o czym napisać pierwszą notke, żeby was na wstępnie nie zanudzić. :D Może napisze o czym ten blog będzie, tak dla jasności. A więc generalnie będzie o wszystkim. Pewnie teraz sobie pomyśleliście "pff następny blog typowej nastolatki". A może taki nie będzie? Po części będzie pamiętnikiem, ale postaram się żeby był czymś jeszcze. Czymś wartościowym, czymś gdzie odnajdziecie również cząstkę siebie. A może więcej niż cząstkę? Wszyscy jesteśmy ludźmi, a natura ludzka jest taka sama, niezmienna przez wieki.  Ciężko jest odnaleźć wartości którym będziemy wierni na zawsze. Dorastamy, a więc i nasze poglądy się zmieniają. Lecz trzeba odnaleźć w tym świecie nasze wieczne "ja".  Mi samej zdarza się pogubić. Często przyznam szczerze. A może cały czas błądzę? Mam we krwi popełnianie niektórych błędów miliony razy. Wieczne dylematy, czy dobrze robię? Czy właśnie tak ma być? Albo co mnie czeka? Szukam odpowiedzi w snach jak i w moim sercu, nigdy w rozumie. I to jest chyba największy błąd który popełniam. Jednego jestem pewna, chce być kimś. Ostatnio zaczęłam pisać wiersze, które pokazują mi czego pragnę i co jest dla mnie najważniejsze, chyba dlatego, że płynął z serca. Ten wydaje mi się, że najlepiej pasuje do tej notki:

Kiedyś myślałam, że wiersze to tandeta,
bez przyszłości zgromadzone zawiłości.
Teraz sama je piszę,
bez dbałości o szkolne poprawności.
Z mojego serca wypływają
i na papier się przelewają.
Dłoń zapisuje, a mózg się dziwuje.
Każdy ma być duszy tchnieniem,
serca myśleniem.
Ku dobremu ludzi zwracać,
na dobre nawracać.
 Z wierszy uczcie się życia poprawnego,
przez marzenia wyśnionego.
Znajdujcie w nich siebie,
swojej duszy cząstkę w niebie.
Nie analizujcie ich w szkole,
tylko czytajcie z uwagą i spokojem.
Niech staną się życia przykładem,
nie sprawdzianu następnym tematem.

Nie do końca jestem z niego zadowolona, coś mi w nim nie pasuje. A może cały jest do kitu? 
No nic już jest późno a jutro muszę prędko wstać, a więc dobranoc ;)